Ułatwienia dostępu

Przejdź do głównej treści

Sat-Okh – historia prawdziwa

Drukuj
Sat-Okh
Opublikowano: 17 październik 2017

Uchwałą Nr 181/XXVII/16 z dnia 16 grudnia 2016 roku Rada Miejska w Szydłowcu nadała odcinkowi drogi S7 przebiegającemu przez miasto i gminę Szydłowiec nazwę "Indiańska Droga Sat-Okha".

Patron szydłowieckiego odcinka drogi S7, Sat–Okh Stanisław Supłatowicz, to postać barwna, znana wielu pokoleniom dzieci i młodzieży nie tylko z wielu książek o życiu Indian Shawnee (Szaunisów, Szawanezów) ale także z licznych spotkań w szkołach i domach kultury i wielu programów telewizyjnych. Od lat 70-tych był znany wszystkim, którzy interesowali się kulturą Indian północnoamerykańskich i niekwestionowanym autorytetem polskich indianistów. O jego życiu napisano liczne artykuły prasowe i prace naukowe. Jednak mało kto, jak w przypadku innych znanych osób np. znanych aktorów jak Jan Kobuszewski czy Wiesław Gołas, wiedział o wojennej przeszłości Stanisława Supłatowicza, która do końca życia związała go z Szydłowcem i jego mieszkańcami.

Kim był Stanisław Supłatowicz?

„Jestem wnukiem Śpiewającego Kamienia, synem Wysokiego Orła i Białego Obłoku. Moją siostrą była Spadająca Gwiazda. Jestem Sat–Okh, Długie Pióro. Dla ludzi wokół – Stanisław Supłatowicz” – tak się przedstawił, dumny ze swojego pochodzenia dziennikarzom tygodnika "Miliarder".

Dla kolegów, byłych żołnierzy 72 Pułku Piechoty Armii Krajowej, podobwód Szydłowiec - kapralem podchorążym "Kozakiem", kawalerem Krzyża Walecznych i Krzyża Armii Krajowej, aż do śmierci w 2003 roku utrzymującym z nimi bliski, serdeczny kontakt.

Biografia Sat–Okha jest fascynująca. Jego matka, Stanisława Supłatowicz urodziła się w 1880 roku w Radomiu. Wywodziła sie ze znanej ziemiańskiej rodziny Okólskich. Należała do Polskiej Partii Socjalistycznej i pracowała jako wiejska nauczycielka. W 1905 roku radomska komórka PPS została wykryta przez władze carskie a Stanisława, naprawdopodobniej razem z mężem Leonem Supłatowiczem, została zesłana na Syberię, gdzie krótko potem jej mąż zmarł. W 1917 roku, korzystająz z zamętu rewolucji bolszewickiej, grupa zesłańców z Czukotki, z pomocą tamtejszej ludności podejmuje ucieczkę przez Cieśninę Beringa na Alaskę. Wśród uciekinierów jest Stanisława Supłatowicz. Jest prawdopodobnie jedną z nielicznych osób, którym udało się przeżyć wyprawę czółnem przez 80-kilometrową Cieśninę Beringa. Z Alaski uciekinierzy udają sie na południe, do Kanady. Zmarznietą, chorą i wyczerpaną Stanisławę znajdują Indianie z plemienia Shawnee, zabierają do swojego obozowiska. Przez trzy tygodnie walczą o jej zdrowie. Stanisława, jak wspomina jej syn - "miała jasne włosy, tak jasne jak żadna z innych kobiet plemienia. (…) uznali, że chyba spadła im z nieba.” Jej uroda, niespotykana wśród Indian, robi wrażenie na synu wodza Shawnee, Leoo–Karko–Ono–Ma, Wysokim Orle. Stanisława otrzymuje imię Ta-Wah, Biały Obłok i zostaje żoną Wysokiego Orła. Rodzi mu troje dzieci – córkę Teherawaks Egel, Spadającą Gwiazdę i dwóch synów - Tanto, Żelazne Oko, i najmłodszego – Sat-Okha, Długie Pióro.

Sat-Okh

Indianin

Sam Sat-Okh dokładnie nie pamięta daty swoich urodzin; żyjący poza rezerwatem, na wolności Indianie nie prowadzili ksiąg stanu cywilnego. Twierdzi, że z opowiadań matki wynika, że była to wiosna, najprawdopodobniej pomiędzy rokiem1920 a 1922. Wychowuje się wśród Indian Shawnee, bez kontaktu z białymi, w zgodzie z odwiecznymi tradycjami plemienia. Osada, w której wychowuje się Sat, leży gdzieś pomiędzy rzeką MacKenzie a Jeziorem Niedźwiedzim. Mieszkają tam Indianie różnych plemion, w tym Shawnee, którzy nie zgodzili się na życie w rezerwacie. Żyją w głębokiej izolacji od białych, a władze kanadyjskie, którym nie sprawiają kłopotu, pozostawiają ich w spokoju.

Sat-Okh wychowuje się w wiosce z rówieśnikami, pod okiem rodziców i pozostałych członków plemienia, żyjących jak jedna wielka rodzina. Bawią się w polowania, w podkradanie, w walki, w wesołe zabawy w śniegu; gdyż zimy na terenach zajmowanych przez Indian są długie i ostre. Sposób wychowania należał do tradycji plemienia. Indiańskie dzieci nie znały bicia, jeśli ktoś zasłużył na karę nie dostawał przez kilka dni jedzenia ani picia. Bardzo ważny był szacunek dla starszych. Jako nastolatek, tak jak inni indiańscy chłopcy, ukończył szkołę wojowników, która była surową i wymagającą szkołą przetrwania. Uczył się polowania, ukrywania, rozpoznawania śladów stóp po których musiał poznać, kiedy ktoś przechodził, czy szedł szybko czy powoli i czy był przyjacielem czy wrogiem. Został pełnoprawnym wojownikiem plemienia Shawnee. Jeszcze jako chłopcu, matka opowiadała Satowi o swojej ojczyźnie, zielonych łąkach i łanach pszenicy, brzozach, wierzbach i topolach. Słuchał tych opowieści jak legend o egzotycznym kraju, który trudno sobie wyobrazić i nie przypuszczał, że już niedługo przyjdzie mu tam mieszkać.

Polak

W 1937 roku członkowie plemienia uratowali trzech zmarzniętych na kość białych, uciekających przed niedźwiedziem. Jeden z nich okazał się Polakiem, synem jednego z budowniczych portu w Gdyni. Od niego Ta-Wah dowiedziała się, że Polska, z której ją wywieziono na Syberię odzyskała niepodległość. Wróciły wspomnienia i tęsknota i Ta-Wah postanowiła odwiedzić ojczyznę. Jej mąż, Wysoki Orzeł zgodził się, żeby zabrała ze sobą najmłodszego syna, Sat-Okha. Mieli wrócić za kilka miesięcy.

Jednak powrót do ojczyzny nie był tym, czego spodziewali się młody Sat-Okh i jego matka, Stanisława. Rodzina Okólskich dawno uznała ją za zmarłą i pozbawiła części należnego jej majątku. Stanisława musiała zacząć zarabiać na życie pracą fizyczną. Jeszcze trudniej było młodemu Satowi. Mówił dwoma narzeczami indiańskimi, ale po polsku umiał tylko wyrecytować „Ojcze Nasz” i „Kto ty jesteś – Polak mały”. Matka podjęła pracę w w domu opieki, a Sat-Okha oddała do przyklasztornej szkoły, gdzie obcięto mu długie włosy a skórzaną bluzę musiał zastąpić koszulą. Polska, Radom – miasto w którym zamieszkał z matką, szkoła – były dla chłopca wychowanego na myśliwego i wojownika prawdziwym szokiem kulturowym. Przypłacił to nerwicą. Matka wynajmowała nauczycielkę, która uczyła go polskiego. Aby otrzymać polski dokument tożsamości i ukryć jego prawdziwe pochodzenie, matka zapisała go jako urodzonego 15.04.1925 roku Stanisława Supłatowicza, nadając mu nazwisko zmarłego męża. Do końca życia miała wyrzuty sumienia, że pozbawiła go tym samym jego tożsamości i ojczyzny, którą były dziewicze lasy i jeziora Kanady. Uważała, że przyjeżdżając z nim do Polski, wyrządziła mu największą krzywdę w życiu.

Partyzant

Sat jednak prędko się uczył. Skończył szkołę, a już w czasie okupacji znajomi matki pomogli mu w uzyskaniu pracy na poczcie, gdzie wydawał przesyłki. Jego nietypowa uroda zwróciła jednak uwagę Niemców. Został aresztowany. Przetrzymywano go przez wiele miesięcy w radomskim więzieniu gestapo, a w 1942 r., po zakończeniu śledztwa skazano na odesłanie do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Podczas transportu Satowi wraz z grupą współwięźniów udaje się uciec z pociągu w miejscowości Tunel. Ucieczkę przypłacił ranami – jedna z niemieckich kul trafia go w twarz, druga w nogę. Leczy rany w leśniczówce koło Jędrzejowa, później, do 1943 roku ukrywa się w różnych wsiach w rejonie Końskich. Tam trafia do oddziału AK por. Kazimierza Załęskiego, ps. Bończa. Już po wojnie Bończa wspomina Sata jako młodego człowieka, który mało mówił, ale na którym zawsze mógł polegać - spokojnego, opanowanego, bystrego, zawsze gotowemu do pomocy. Sat uczy kolegów survivalu i posługiwania się nożem. Przyjmuje pseudonim Kozak, co wtedy oznaczało kogoś silnego, śmiałego, człowieka „nie do zdarcia”. Znajduje to potwierdzenie w jego służbie partyzanckiej. Uczestniczy w akcjach na transporty niemieckie, bierze udział w oswobadzaniu więzienia w Końskich i z sukcesem przedziera się z okrążenia w Górkach Mielejowickich. Na przełomie stycznia i lutego 1944 zostaje czterokrotnie ranny w potyczkach w lasach Konecko-Przysuskich i nad rzeką Czarną. Przez kilka tygodni leczy się z ran we wsi Petrykozy, tracąc kontakt z oddziałem Bończy. Po wyzdrowieniu nawiązuje kontakt z partyzantami 72 pułku piechoty AK z podobwodu Szydłowiec, gdzie zostaje zaprzysiężony przez dowódcę 10 kompanii, ppor. Stanisława Podkowińskiego, ps. Ren. Tak rozpoczyna się długoletnia przyjaźń z mieszkańcami Szydłowca; wówczas żołnierzami 72 pp.

Dowódcy i koledzy wysoko sobie cenią jego sprawność fizyczną i zdolności wywiadowcze; bierze udział w wielu akcjach bojowych; w bitwie pod Gałkami, w zniszczeniu oddziału niemieckiego w Przysusze w odwecie za spalenie wsi Stefanków, w akcji przeciw niemieckiej obławie w rejonie Huciska i Rędocina.

W lesie, który dla chłopców wychowanych w mieszczańskich domach był trudnym doświadczeniem, Sat czuje się jak ryba w wodzie. To, co dla innych jest trudnym, nieraz traumatycznym doświadczeniem, dla niego – wychowanego na świeżym powietrzu, przywykłego do nocowania w lesie w lecie i w zimie, potrafiącego polować – jest normalnością. Po wojnie często opowiada, że nigdy nie czuł się tak dobrze. Partyzantka dała mu szansę powrotu między drzewa, bliżej natury, którą kochał i rozumiał.

Lasy Koneckie i Przysuskie przypominały mu dom. Jego umiejętności zdobyte w dzieciństwie, dostrzegane przez kolegów i doceniane przez dowódców, pozwoliły mu się wreszcie poczuć się kimś ważnym i szanowanym; wojownikiem, na którego został wychowany.

Po wojnie

Po wojnie 72 pp został rozformowany i Sat z żalem opuszcza las. Nie ujawnia się przed Urzędem Bezpieczeństw jako żołnierz Armii Krajowej, za co zostaje aresztowany, jednak udaje mu się wyjść z więzienia. Wstępuje do Marynarki Wojennej, w której odbywa służbę wojskową, Zdobywa wykształcenie techniczne, które pozwala mu zostać mechanikiem, kończy także Akademię Wychowania Fizycznego. Wielokrotnie usiłuje wrócić do swojej pachnącej żywicą Kanady; jednak władze odmawiają mu paszportu. Znajduje więc inny sposób na odwiedzenie swojej ojczyzny – zaciąga się do marynarki handlowej. Jako mechanik okrętowy pływa m.in. na „Bolesławie Chrobrym”, później również na „Batorym”. Obsługuje linie dalekowschodnie i lewantyńskie, odwiedza także m.in. Amerykę Południową, Indie, Japonię i w końcu Kanadę.

Niestety – świat, który zostawił jako młody indiański chłopiec już nie istnieje. Nie ma już Indian żyjących na wolności. Są zmuszani do osiedlania się w rezerwatach, jednak usiłują walczyć o swoje prawa.

„Boli mnie serce na widok moich rodaków, żyjących w podziemiu – wspomina z rozżaleniem Sat Okh – drewniane domki, stoiska z pamiątkami dla turystów, przybywających w poszukiwaniu atrakcji ożywionego Dzikiego Zachodu. Potomkowie dzielnych i dumnych Irokezów, Mohawków, wkładający swoje stroje i pozujący za kilka centów…”.

Często dochodzi do utarczek siłowych z policją. W jednej z takich utarczek ginie starszy brat Sata, Tanto – Żelazne Oko. Jego siostra, Spadająca Gwiazda zostaje przez nieznanych sprawców zastrzelona i spalona w samochodzie tuż po spotkaniu z Sat-Okhiem. Sat dowiaduje się o tym po powrocie na statek, od konsula polskiego w Kanadzie. Sam Sat zostaje zaatakowany przez białych rasistów. Polska prasa w 1968 roku pisze: „Podczas ostatniego postoju naszego statku pasażerskiego w Montrealu dwaj nieznani osobnicy napadli na motorzystę m/s „Batory” Stanisława Supłatowicza, zadając mu cios w głowę. Zamachu dokonano w biały dzień, w samym centrum Montrealu...”. Pomimo starań Satowi nie udaje się odnaleźć ojca, Wysokiego Orła, który nie chcąc trafić do rezerwatu, mieszka gdzieś w ukryciu. Wysoki Orzeł, Leoo-Karko-Ono-Ma zmarł w 1986 r. mając 105 lat, o czym Sat dowiaduje się już po jego śmierci. Próba powrotu Sat-Okha do kraju utraconego dzieciństwa okazuje się gorszą traumą niż jego pierwsze spotkanie z rodzinnym krajem matki.

Sat-Okh, Stanisław Supłatowicz aż do przejścia na emeryturę pływa w Polskich Liniach Oceanicznych. Jako emeryt jest wciąż aktywny. Opiekuje się chorą matką, działa w Polskim Ruchu Przyjaciół Indian, występuje w telewizji, jeździ po szkołach na spotkania z dziećmi i młodzieżą. Jest członkiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Chociaż stale mieszka w Gdańsku, jeździ na zjazdy i uroczystości organizowane przez kombatantów. A potem – niestety – coraz częściej także na ich pogrzeby. Często bywa w Szydłowcu, mieszka wtedy u swojego starego druha z partyzantki; Tadeusza Barszcza ps. Piorun, z którym łączy go od czasów wspólnej walki serdeczna przyjaźń. Spotyka się z szydłowieckimi harcerzami, opowiadając o kulturze Indian i swojej służbie w Armii Krajowej.

Podczas spotkań z młodzieżą, zlotów indianistów, w występach telewizyjnych uczył otwartości na inne kultury, poszanowania dla odmienności, tolerancji dla inności, której sam był przykładem. Był wspaniałym gawędziarzem, miał niesamowity dar docierania do słuchaczy – tak dzieci jak osób starszych. Wszyscy, którzy go znali osobiście – jak np. obecna prezes Koła Szydłowiec Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, p. Zofia Pawlak, bratanica Tadeusza Barszcza – wspominają go jako otwartego, serdecznego, ciepłego człowieka, zawsze gotowego do pomocy. Był obdarzony wieloma talentami. Pisał książki, malował, stale był czymś zajęty. Woził ze sobą zawsze farby wodne, którymi lubił malować, przywoził je także do Szydłowca. Kochał przyrodę. Pani Zofia Pawlak wspomina, jak potrafił się zachwycać krzakiem bzu i kwiatami w ogrodzie, mówiąc, że nie powinno się ich ścinać, nawet na pogrzeby, że powinny żyć własnym życiem.

„Nie lubię miasta, nie lubię nawet morza - powiedział kiedyś w wywiadzie Sat – pamiętam każde drzewo w mojej puszczy, każdą żyłkę mojego konia, na którym kiedyś odcisnąłem swoją dłoń. Najlepiej czuję się w lesie.”

Do końca opiekował się sam swoją chorą na Alzheimera żoną Wandą, chociaż z biegiem lat sprawiało mu to wiele trudności. Ostatni raz był w Szydłowcu w lipcu 2000 roku, na pogrzebie swojego przyjaciela, Tadeusza Barszcza „Pioruna”.

Zmarł trzy lata później, w lipcu 2003 roku. Został pochowany na gdańskim cmentarzu Srebrzysko.

Stanisław Supłatowicz, Sat-Okh to postać rozpięta pomiędzy dwoma światami, bardzo dalekimi od siebie. Wychowany w kulturze Indian jako młody wojownik, żyjący w nieskażonej przyrodzie, wśród traw, śniegów i koni. Żołnierz Armii Krajowej, walczący i więziony za walkę o swoją drugą ojczyznę. Obie ojczyzny kochał i z obiema się identyfikował.

Stanisław Supłatowicz walczył za Polskę na Ziemi Szydłowieckiej, wspólnie z jej rodowitymi mieszkańcami. Był ich obrońcą i wielkim przyjacielem. Uhonorowanie jego imieniem szydłowieckiego odcinka drogi, wiodącej z naszych lasów do Gdańska, gdzie jest pochowany to hołd złożony jego pamięci.

Źródła:

  • Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Koło Szydłowiec; Biografie i wspomnienia, Poznań, 2000 r.
  • Stanisław Supłatowicz. Niezwykła biografia Sat-Okha, czyli jak się zostaje legendą. Praca magisterska Katarzyny Krępulec napisana pod kier. prof. dr hab. Zbigniewa Zaporowskiego, Instytut Historii UMCS, Lublin 2004.
  • Wywiady prasowe;
  • Wspomnienia Prezesa Koła Szydłowiec Ś.Z.Ż.A.K. pani Zofii Pawlak.